Filia nr 37 Miejskiej Biblioteki Publicznej (ul.Sempołowskiej 54A, budynek ODT ŚWIATOWID) zaprasza na spotkanie z Pawłem Pollakiem – tłumaczem literatury szwedzkiej i autorem książek: „Kanalia”, „Niepełni”, „Między prawem a sprawiedliwością”. Podczas spotkania będzie można zakupić książkę „Między prawem a sprawiedliwością” i zdobyć autograf autora
„Między prawem a sprawiedliwością” to zbiór opowiadań kryminalnych, powiązanych postaciami policjantów, prokuratorów, sędziów i adwokatów. Czy istnieje prawo doskonałe? Czy zawsze zapadają jedynie słuszne wyroki? Przecież zgodnie z prawem człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Opowiadania toczą się w realiach Nowego Jorku. Bohaterowie to Amerykanie różnego pochodzenia. Pokusić się można o stwierdzenie, że właściwie nie przestępstwa i przestępcy, ale moralne dylematy ludzkie są bohaterami tej książki.
Opowiadania znakomicie udowadniają skalę talentu Pawła Pollaka – tłumacza literatury szwedzkiej i autora wydanych już powieści „Kanalia” (2006) i „Niepełni” (2009). Pollak to pisarz bardzo wszechstronny, zarówno tematycznie, jak i językowo. Po mistrzowsku operuje słowem, językiem i emocjami czytelnika. Autor nawiązuje do wydarzeń znanych z pierwszych stron gazet, takich jak atak na World Trade Center, ujęcie psychopatycznego dręczyciela własnej córki – Josefa Fritzla, przypadek Simona Mola (właśc. Moleke), który przez wiele lat świadomie zarażał kobiety wirusem HIV, rozważa kwestie eutanazji i zagrożeń związanych z przeszczepami.
Fragment wywiadu z pisarzem przeprowadzony przez Joannę Mieszkowicz. Zdjęcie: Monika Syczuk-Gniewek
– Skąd u Pana zainteresowanie kryminałem? Łatwiej czy trudniej napisać kryminał?
Kryminał pozwala pokazać zjawiska ekstremalne. Normalnie ludzie się nie mordują i trzeba dużego wyczucia, Żeby morderstwo w powieści obyczajowej nie wypadło sztucznie. Wiele osób odbiera „Niepełnych” i „Kanalię” jako książki o całkowicie odmiennej tematyce, tymczasem nie do końca tak jest. W obu zasadniczy motyw stanowi miłość, przy czym w „Kanalii” ta miłość przeradza się w skrajną nienawiść. Ale właśnie, Żeby pokazać jej skutki, musiałem sięgnąć po formę kryminału. I to forma tych dwóch powieści jest zupełnie inna. Kryminał odpowiada też mojemu temperamentowi, lubię zagadki logiczne, szachy, a pisanie powieści kryminalnej przypomina trochę wymyślanie i rozwiązywanie takiej zagadki albo zadania szachowego. I rzeczywiście jakoś łatwiej mi się tworzy w tym gatunku. W tej chwili mam już gotową następną książkę, powieść kryminalną pt. „Gdzie mól i rdza”, która ma taką samą objętość jak „Niepełni”. Pisałem ją przez siedem miesięcy, tymczasem nad „Niepełnymi” pracowałem całe trzynaście.
– Akcja w „Między prawem a sprawiedliwością” dzieje się w Nowym Jorku. Bardzo dobrze orientuje się Pan w realiach tego miasta. Czy jest to wynik doświadczenia osobistego, czy tylko znakomitej i wytrwałej pracy badawczej? Dlaczego akurat to Nowy Jork, a nie jakieś polskie miasto, stało się miejscem, w którym umieścił Pan akcję swoich czterech opowiadań zamieszczonych w „Między prawem a sprawiedliwością”?
Ogromnie cieszy mnie ta ocena, że bardzo dobrze orientuję się w realiach Nowego Jorku, bo rzeczywiście nigdy tam nie byłem. Natomiast akcję musiałem umieścić w USA, bo europejski (a więc i polski) system prawny nie pozwala tak wyraziście pokazać dylematów, które zapowiada tytuł. Przykładowo takiego, że wiemy, kto jest mordercą, ale nie możemy go skazać, ponieważ pistolet, z którego strzelał, został zabezpieczony jako dowód w sposób niezgodny z przepisami. W Europie nie obowiązuje tzw. zasada owoców zatrutego drzewa i taki pistolet zawsze będzie można przedłożyć w sądzie jako dowód, a w USA nie. Nie rozstrzygając, który system jest lepszy, można pokusić się o stwierdzenie, Że amerykański wypada atrakcyjniej na filmowym ekranie i kartach powieści. A że bardzo lubię książki i filmy, których akcja rozgrywa się w amerykańskiej sali sądowej, postanowiłem tam właśnie ją umieścić. Pisanie takich powieści, jakie samemu chciałoby się przeczytać, jest całkiem sensowną motywacją. Natomiast to, że pisanie o miejscach, w których się nigdy nie było, może dać znakomite efekty, pokazał już Karol May. A on nie miał dostępu do Internetu. Bo Internet okazał się największą pomocą, a konkretnie googlowska funkcja Street View. Przewodniki, które przestudiowałem, opisywały znane miejsca, atrakcyjne dla turystów, tymczasem mnie interesowało, jak wygląda jakaś zapyziała uliczka w Queens, bo w tej właśnie dzielnicy rozgrywa się akcja opowiadań. Nawet na mapie nie miałem całego Queens, bo jej wydawca uznał, że Nowy Jork to Manhattan, a reszta mało istotne przyległości (ponieważ chcę ten cykl kontynuować, nadal szukam mapy całego Nowego Jorku ze szczególnym uwzględnieniem Queens, więc jakby ktoś mi podpowiedział, gdzie takową można nabyć, byłbym wdzięczny). Istniało oczywiście niebezpieczeństwo, że w opowiadaniach zaplączą się jakieś polonizmy czy europeizmy, ale starałem się ich wystrzegać (tu zresztą pomogło doświadczenie w tłumaczeniu, gdzie trzeba się pilnować, Żeby książki za bardzo nie spolszczyć), a przyjaciele ze Stanów, którzy przeczytali maszynopis, zanim trafił do wydawcy, orzekli, że zrobiłem to skutecznie.
Joanna Mieszkowicz