Wiele razy, przechodząc w okolicach pętli tramwajowej na Biskupinie, czułam w powietrzu nęcący zapach domowego obiadu. Zastanawiające – bo nie sądziłam, by jego źródłem była pizzeria, czy lokal na piętrze.
– Bo tam za pętlą jest bufet – oświecił mnie niedawno znajomy.
– Jaki bufet? Jak się nazywa?
– No po prostu….”Bufet”. Dają świetne pierogi i naleśniki.
Mają też zapiekanki, ale polecam kuchnię domową… Postanowiłam sprawdzić i wybrałam się na poszukiwania… Właściwie nic dziwnego, że mały lokalik umknął mojej uwadze: dla współczesnego człowieka istnieje tylko to, co ma przemyślany PR, przyciąga uwagę neonami i reklamuje się w internecie. Dziwiło mnie za to, jakim cudem lokal o nazwie „Bufet” może funkcjonować w XXI wieku – wieku, gdzie bez reklamy nie istnieje nic…
Tuż za pętlą, ulicę Olszewskiego przecina mała uliczka, i zaraz na wprost stoją tak zwane blaszaki. No jest, rzeczywiście… Nieduży kiosk, w środku blat i przy nim kilka krzeseł. Na skwerku przed budką stolik dla gości, przy którym jacyś studenci wcinają pierogi. „Naleśniki, pierogi, zapiekanki” poinformowały mnie napisy na szybach.
– Dzień dobry – powiedziałam odruchowo, wchodząc do małego pomieszczenia. Pan za ladą odpowiedział równie odruchowo, bo właśnie zajęty był przygotowywaniem zapiekanki dla dziewczyny, która stała w kolejce przede mną.
Tego dnia jednak osławionych pierogów nie skosztowałam, bo okazało się, że już nie ma.
– Wie pani, ja tu przez cały dzień lepię i gotuję, ale to szybko schodzi – oświeciła mnie pani wychylając się przez okienko. – No i pierwszeństwo mają zamówienia. Mogę panią zapisać w zeszycie, to na jutro będzie. -Toznaczyżebyzjeść pierogi, trzeba je najpierwzamówić?
– Właściwie nie, bo robię zawsze więcej, ale dziś akurat już zeszły, więc jak pani zamówi, to jest pewne, że będą
– uśmiechnęła się. Oproszonymi mąką rękami delikatnie podniosła notesik, w którym drobnym maczkiem wpisane były zamówienia. – To zapisać?
– Zapisać – odpowiedziałam.
W ramach obiadu kupiłam sobie za to gołąbki z sosem pomidorowym:
– Zdrowy, niezaprawiany mąką, ani żadną tam śmietaną. Jak gołąbki, to przecież tylko z sosem… gratis!
Gdy wychodziłam, zdałam sobie sprawę, że znam tego pana. Jeszcze za czasów moich studiów, razem z żoną robili najlepsze szybkie jedzenie na Kuźniczej, a przy ich budce niemal zawsze stała kolejka wygłodniałych studentów.
Jedząc w domu gołąbki, przestałam się dziwić, dlaczego „Bufet” się nie reklamuje… po prostu nie ma takiej potrzeby!
Nazajutrz poszłam po zamówione pierogi. Usiadłam przy blacie na wysokim krześle i zagadnęłam o lokal na Kuźniczej. Z początkiem remontu ulicy łączącej Rynek i gmach główny Uniwersytetu, bufet musiał zmienić lokalizację. Po remoncie miasto nie planuje w tamtym miejscu żadnych tego typu lokali, więc nasz bufet pozostanie tu, gdzie jest.
Pierogi zniknęły z mojego talerza nie wiadomo kiedy… ech, wspomnienie babcinych obiadków… Coś czuję, że będę tam częściej zaglądać…
Anna Mazurek
z biuletynu Rady Osiedla – www.rada.osiedla.wroc.pl
jeżeli chcesz zareklamować się w bezpłatnym biuletynie prosimy o kontakt: Grzegorz Kondracki: biuro@treflstudio.pl tel. 663 303 603